– Myślę, że jesteś dla mnie bardzo niesprawiedliwy. Ja tylko staram się zrozumieć.
Felix spuścił trochę z tonu. Nie chciał być niesprawiedliwy. Nie chciał, aby tak go postrzegano. Usiadł obok niej. Miał przemyślaną mowę, ale i poczucie, że oboje wypowiadają zapisane wcześniej kwestie, że ona też się przygotowała nie gorzej od niego.
– Mam już dość takiego życia jak do tej pory. Czuję się, jakbym się znalazł w jakiejś grze, na którymś poziomie, i nie powiem, dobrze się bawiłem… ale, Annie, proszę cię: nawet ty przyznasz, że jest tu masa demonów. Cała masa. Demonów i…
– Przepraszam, rozmawiasz z grzeczną katoliczką, która…
– Daj mi skończyć! Choć ten jeden raz! – Annie bezgłośnie pokiwała głową. – Straciłem teraz wątek.
– Demony – podsunęła Annie.
– Racja. Pokonałem je. Było ciężko, ale dałem radę, ukończyłem ten poziom i czas przenieść się na następny. Nie chodzi nawet o to, żeby zabrać cię na następny poziom. Ty nie chcesz tam przejść, to jasne jak słońce. – Tę mowę sobie przygotował. Teraz, gdy wyszła z jego ust, wydawała się pozbawiona owej subtelnej głębi, której nabrała w jego umyśle, ale mimo wszystko widział, że wywarła pewne wrażenie: Annie miała otwarte oczy, porzuciła pozycję jogi, rozplotła ręce i oparła je płasko na deskach. – Słuchasz mnie? Następny poziom. Niektórzy przez całe życie rozpamiętują swoją przeszłość. Też mógłbym całe życie rozpamiętywać kilka parszywych rzeczy, które mi się przytrafiły. Ale mam to za sobą. Teraz czas na następny poziom. Jestem gotowy.
– Tak, tak, załapałam metaforę, nie musisz powtarzać. – Annie przypaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko i wypuściła dym przez nos. – Życie to nie gra wideo, Felix… nie ma określonej liczby punktów, która przenosi cię na wyższy poziom. Właściwie to nie ma żadnego wyższego poziomu. Mam dla ciebie złą wiadomość: na końcu wszyscy umieramy. Koniec gry.
Tych kilka chmur, które pozostawały na niebie, sunęło ku Trafalgar Square. Felix spojrzał na nie z uduchowionym – miał nadzieję – wyrazem twarzy.
– Cóż, takie jest twoje zdanie, prawda? Każdy ma prawo do swojego zdania.
– Moje, Nietzschego, Sartre’a, wielu innych. Felix, kochanie, jestem wdzięczna, że pofatygowałeś się tutaj na „poważną rozmowę” i dzielisz się ze mną przemyśleniami na temat Boga, ale mnie znudziło już to ględzenie i chciałabym wiedzieć: będziemy się pieprzyć czy nie?
Zadie Smith, Londyn NW, tłum. Jerzy Kozłowski, Kraków 2014, loc. 2281-2301.