Tysiąc żurawi

Ota wciąż opowiadała o ojcu Kikujiego. Weszli więc do hoteliku na wzgórzu położonym po przeciwnej stronie Engakuji, następnie zjedli kolację. Kikuji nie musiał koniecznie jej słuchać, więc powinno ją to zdziwić, że słucha tak spokojnie, lecz nie zwróciła na to uwagi, po prostu z rozczuleniem wspominała i uskarżała się na swój los. Kikuji zaczął myśleć o niej z sympatią, przynoszącą mu ukojenie. Poczuł się jakby otulony czulą miłością. Ojciec musiał być z nią szczęśliwy – pomyślał.
To prawda, nie powinien był tak postąpić. Po prostu poddał się słodkiemu upojeniu i przegapił chwilę, w której mógł jeszcze tę kobietę odrzucić.
Mimo wszystko w głębi duszy pozostał mroczny cień i być może dlatego Kikuji mówił o Chikako czy też o córce Inamury, jakby wypluwał truciznę.
Działanie tej trucizny było jednak zbyt silne. Gdyby pożałował swego czynu, odczułby wtedy całą jego brzydotę, lecz mimo to rosła odraza do samego siebie, toteż skłonny był mówić kobiecie rzeczy okrutne.
– Zapomnijmy o tym, dobrze? To nic takiego – powiedziała. – Po prostu nic między nami nie zaszło.
– Oczywiście, po prostu wspominałaś mego ojca.
– Ach, co ty mówisz? – zdumiona uniosła głowę.
Od łez i przyciskania twarzy do poduszki zaczerwieniły jej się powieki. Zaszły mgłą również białka oczu. W szeroko otwartych źrenicach Kikuji dostrzegł jakby zabłąkany cień znużenia.
– Nic nie mam na swoją obronę, skoro tak mówisz. Jestem bardzo nieszczęśliwa.
– To kłamstwo – rzekł Kikuji i brutalnie odkrył jej piersi. – Nie zapomniałabyś, gdybyś miała piętno, to wywiera wrażenie… – Zdumiały go własne słowa.
– Nie można tak. Nie przypatruj mi się, nie jestem już młoda.
Kikuji rozchylił wargi i zbliżył się do niej.
I znów powróciła fala.
Potem spokojnie usnął.
We śnie usłyszał szczebiot ptaszków.
Wydało mu się, że po raz pierwszy w życiu budzi się od świergotu ptaków. Wydało mu się też, że poranna mgła zmoczyła zielone drzewa i umyła go nawet w środku głowy. Nie pozostała w niej ani jedna myśl.
Kobieta spała obrócona tyłem do Kikujiego. Kiedy się od niego odwróciła? Wydało mu się to dziwne, więc podniósł się na łokciu i spojrzał w jej twarz ukrytą jeszcze w półmroku.

Yasunari Kawabata, Tysiąc żurawi, tłum. Mikołaj Melanowicz, PIW, 1987.