Chodźcie, chłopcy, na żołędzie.

Swobodę obyczajową widać też w pieśniach, jeśli oczywiście dotrzemy do ich nieocenzurowanych wersji. Po polsku nazywają się one piosenkami „pieprznymi”, po białorusku i ukraińsku „słonymi”. W drugiej połowie XIX wieku bez ogródek śpiewano o namiętnościach, o których marzyli mężczyźni:

Jechałem z Warszawy,

Dziewka krowy doi;

Dała mi się mleka napić,

Teraz mi chuj stoi

I kobiety:

Matuleńku, daj mnie za mąż,

Albo mi ją nitką zawiąż,

Albo mi ją zalep gliną, –

Bo, dalibóg, nie wytrzymam.

I o tych, które przychodziły same:

„Ej ty, Jasiu podufały!

Nie będą cię panny chciały”.

„Oj, będą, będą, będą,

Bo latają za mną grzędą”:

Jedna boczkiem,

Druga toczkiem,

Trzecia na mnie mruga oczkiem;

A czwarta mnie szpilką kole –

„Pódź no, Jasiu, ku stodole”.

Lub:

Kaśka za piec, Maciek za nią,

Spuścił portki, skoczył [chlusnął] na nią.

W przyśpiewkach o wielu sprawach mówi się nadspodziewanie otwarcie, podejmuje się nawet tabuizowane zwykle kwestie, na przykład seksualność rodziców i ogólnie osób starszych:

Ej, dobrze ojcu było,

Da póki matka żyła;

Bo jak wlazł pod pierzynę,

Stanęła mu żyła.

A skoro mowa o rodzicach, to zachętę z ich strony odnotował nie tylko Kamieński:

Matuleńku, był to Maciek,

Chciał doniczki wiercić maczek.

Moja córuś, dać by było,

Przecież by jej nie ubyło.

„Pieprzne” pieśni ukazują prozdrowotne właściwości seksu:

Matuleńku, brzuch mię boli,

Zaprowadź mię do stodoły,

Połóżcie mię koło snopa,

Przyprowadźcie do mnie chłopa.

Współcześni seksuolodzy są zgodni: orgazm, szczególnie kobiecy, ma silne działanie przeciwbólowe.

W piosenkach znajdziemy też wreszcie dość luźne nastawienie do seksu za pieniądze czy raczej – jak to się dziś nazywa – sponsoringu:

Dziewczyno, daj mi piczki,

Dam ci rubla na trzewiczki;

Bo ci piczki nie ubędzie,

A w trzewikach ci ładnie będzie.

(…)

Poza tym w pieśniach ludowych znajduje się cała masa porad dotyczących udanego życia seksualnego. Zniechęcano w nich na przykład do zbyt dużej różnicy wieku:

Płacze Kasia, płacze,

I ma czego płakać:

Poszła za starego –

Nie chce ją pokochać.

Przestrzegano przed alkoholem:

Upiłem się, upiłem, nie mogę se rady dać;

Musisz mnie, dziewczyno, do domu prowadzić.

Wyjaśniano, czemu służą lubrykanty:

Słuchaj, Kaśka, co ci powiem:

Wysmaruj se psiuchę łojem;

Bo jak wlezie ciało w ciało,

Żeby dupsko nie skrzypiało.

Nie obyło się też bez wątków patriotycznych:

Dziewczyno z Zamieńca,

Nie wychodź za Niemca;

Bo Niemiec gorący,

Świergoli stojący.

Przed związkami mieszanymi ostrzegali również przybywający z miasta postępowcy: „Zwłaszcza ostro zarysowuje się tu problem narodowości w tzw. małżeństwach mieszanych, gdzie np. kobieta kultury europejskiej wychodzi za mąż za Afrykańczyka innej religii. Często miłość nie jest w stanie wyrównać tu sprzeczności i wyrzeczeń, jakie jedna ze stron musi ponieść na korzyść strony drugiej” – pisała pochodząca z warszawskiej elity lekarka Krystyna Lipińska-Raczek w podręczniku dla uczniów zasadniczych szkół rolniczych.

Są też pieśni ukazujące męską seksualność jako trudną do opanowania:

Kaśka za piec, Maciek za nią,

Spuścił portki, dalej za nią!

„Ej, Macieju, co robita!

Chyba mnie tam zadusita”.

„Nie, Kasiuniu, nie zaduszę:

Jakem zaczął, skończyć muszę”.

Podobnie przedstawiano ją w poradnictwie seksuologicznym. Na przykład w latach 70. Lew-Starowicz pisał na łamach „Itd”: „Specjaliści zajmujący się gwałtami seksualnymi (wiktymolodzy) niejednokrotnie podkreślali dość częsty fakt, że część gwał- tów wynikała z przekroczenia przez kobiety »progu wrażliwości i wytrzymałości« mężczyzn nieświadomie przez nich prowokowanych”. W latach 80. na łamach skierowanego do ludności wiejskiej „Tygodnika Kulturalnego” relacjonował: „W 30 proc. ogółu zgwałceń stwierdziłem, że zachowanie ofiar było lekkomyślne, świadomie lub nieświadomie prowokujące do zachowań seksualnych sprawców”.

Bardzo wiele pieśni dotyczy też seksualności kobiecej. Zwykle (auto)afirmację kobiecych narządów płciowych kojarzymy z amerykańskim feminizmem lat 70. i postacią Betty Dodson, która zachęcała Amerykanki, by sięgnęły po lusterka i zobaczyły, co mają między nogami. Szok, jaki przeżywały ówczesne panie domów, i wpływ tego doświadczenia na emancypację można zobaczyć na przykład w znakomitym filmie Smażone zielone pomidory. Dziewiętnastowieczne chłopki na ziemiach polskich doskonale jednak wiedziały, jak wyglądały ich cipki:

Czarna moja, czarna,

Nie ma takiej żadna,

Oj, czarna sznuróweczka,

Bo ja sieroteczka.

Chętnie, nawet w gronie rodzinnym, dyskutowały sprawy estetyki i higieny narządów płciowych:

Pytała się córka ojca,

Czy on goli swoje jajca –

„Moja córuś, ja ci życzę,

Weź nożyczki, ogól piczę”.

Wydaje się również, że różnorodność tych narządów była ceniona. Wskazuje na to przyśpiewka z Małopolski, tym razem z połowy XX wieku:

Powiadają mi skrzypice

ze Maryna ma dwie pice,

a basetla ta mi wróży,

że ma jedno ale duzo.

Co ciekawe, w ostatnich latach coraz częściej słychać o operacjach plastycznych, których celem jest standaryzacja żeńskich narządów płciowych. W Polsce praktyka ta szczęśliwie nie jest rozpowszechniona, a wiele autorytetów medycznych zdecydowanie się jej przeciwstawia. I słusznie: operacje genitaliów są obciążone ogromnym ryzykiem z uwagi na niesłychane ukrwienie okolic intymnych. Na jeszcze inny aspekt tej sprawy zwracają uwagę feministki: z odpowiednim, młodzieńczym wyglądem narządów (a więc także z ich małością) jest trochę tak jak z nadmiernie szczupłymi modelkami: nastolatki są gotowe na wiele wyrzeczeń, by się do nich upodobnić. Z danych Amerykańskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej wynika, że w Stanach Zjednoczonych w 2015 roku takim zabiegom poddało się 400 niepełnoletnich dziewcząt.

Inna sprawa poruszana w polskich piosenkach ludowych to satysfakcja, również kobieca. Seks ma dawać radość obojgu. W pieśniach wiele się mówi o dawaniu szczęścia i trafianiu „w dobre miejsce”. Pojawia się też motyw znany z Konopielki. Nie tylko nauczycielka u Redlińskiego, lecz także dziewczęta z Małopolski chciały dosiąść swych chłopaków:

Jasiu mój, Jasiu mój,

nie róbze mi krzywdy

ty no mnie wchodziłeś

jo na ciebie nigdy.

Znajdujemy też piosenki podejmujące kilka motywów edukacyjnych jednocześnie. Oto przykład z kujawskiego rękopisu Kolberga:

Już to temu pięć lat będzie,

Jak chodziłam na żołędzie,

Zawszem z sobą Jasia brała,

Żebym więcej uzbierała.

I właził mi Jaś na dęby,

Ja mu za to dałam gęby.

I dał mi Jaś swej żołędzi,

Co jej było na trzy piędzi.

Nie wiedziałam, gdzie ją włożyć,

Kazał mi się Jaś położyć.

Jak wziął wtykać i wymykać,

Aż zaczęłam z bólu sykać.

Ja mu mówię: stój, człowiecze,

Żołądź pęka, sok z niej ciecze.

Od tego żołędzi soku

Chorowałam trzy ćwierć roku.

Jak mi będzie, tak mi będzie,

Chodźcie, chłopcy, na żołędzie.

Jeśli za Dobrosławą Wężowicz-Ziółkowską przyjmiemy, że w folklorze o seksie mówi się zawsze w określony sposób, czyli przez odwołania do siania, orki, zbierania, rzemiosła, czyli różnego typu czynności codziennych, dowiadujemy się z tej przyśpiewki, że w ciążę można zajść, jeśli sok żołędzi wydziela się podczas kładzenia („Od tego żołędzi soku chorowałam trzy ćwierć roku”). I że pierwszy raz boli. Pocałunek i czułości za to jawią się jako alternatywa bez konsekwencji. Piosenka wiele też mówi o prawie kobiet do przyjemności oraz kobiecej inicjatywie w zalotach i w seksie. To narratorka proponuje wyprawę na żołędzie. Jak widać, nie tylko góralki wiedziały, czego chciały!

Dostrzeżemy to, kiedy wyjdziemy poza analizę symboliczną. Wężowicz-Ziółkowska słusznie zauważa, że w przyśpiewkach kobieta jest polem, łąką czy gniazdem, a jej partner pługiem, kosą czy ptaszkiem, w rezultacie łączy żeńskość z pasywnością, mę- skość z aktywnością lub wręcz agresją. Ale czy uogólnienie tego na stosunki męsko-damskie nie jest podążaniem za kolejnym stereotypem? Jeśli nie będziemy się koncentrować na symbolice, zobaczymy w pieśniach ludowych coś w rodzaju kobiecej autonomii seksualnej, kobiecej inicjatywy w konkretnych sytuacjach. Inny przykład, tym razem z Mazowsza, który dobrze ilustruje jednoczesną pasywność i aktywność symboli odpowiednio żeń- skich i męskich (kuchenka – kiełbaska) w związku z samym aktem seksualnym i czynną rolą kobiecą w całej sytuacji, to historia Kasinki i Jasieńka. Pojawia się tam też motyw troski mężczyzny o niechcianą ciążę (choć kwestię tę często zrzucano wyłącznie na kobiety). Podobnie jak w historii o żołędziach przedstawiono ją tu jako chorobę.

Prosiła Kasinka

raz o jedne łaskę:

aby ij zgotować

z barscykiem kiełbaskę.

A, moja Kasinku,

a co to za łaska,

u ciebie kuchenka,

u mnie kiełbaska.

A skoro Jasienko

barscyku zgotował,

wyjon se kiełbaskę,

do kieseni schował.

A, mój Jasienku,

coz to za łaska,

barscyku zgotował,

a gdzie ta kiełbaska?

Boję się, Kasinku,

byś nie chorowała,

bo się ta kiełbaska

nie ugotowała.

Dajze mi ją w rękę,

niech się zabawię,

jezeli surowa,

jesce ją raz wstawię.

Boję się, Kasinku,

zeby nie chorować,

bo tę kiełbaskę

mozna raz po raz

sześć razy gotować.

O kobiecej inicjatywie mówi się także w innej przyśpiewce, tym razem z Krakowskiego:

Obiecał syr dać,

żeby ją posmyrdać,

obiecał duży,

żeby jak najdłużej.

Autorzy pieśni ludowych mówią więc o sprawach płci w sposób dużo bardziej liberalny niż miejscy seksuolodzy. Najlepszym dowodem na to, że Kowalska-Lewicka miała rację, pisząc o drobnomieszczańskiej przyzwoitości płynącej z miasta na wieś, są utrzymane w tonie myśliwsko-wędkarskim słowa Wisłockiej o tym, że kobieta nigdy nie powinna inicjować seksu: „Nasze babcie twierdziły, że »mężczyzna to myśliwy, a kobieta – ptaszka, na którą poluje«. Im trudniejsza do upolowania czy złowienia, tym cenniejsza”. Być może mówiła tak wywodząca się z elity babcia Michaliny Wisłockiej, ale nie babcie Kasinki i przedsiębiorczych zbieraczek żołędzi.

Agnieszka Kościańska, Zobaczyć łosia. Historia polskiej edukacji seksualnej od pierwszej lekcji do internetu, Wołowiec 2017.