O pewnym psychologu, który chciał zmierzyć libido Freuda

Od 1952 roku w Stanach Zjednoczonych prowadzono liczne badania mające określić skuteczność kuracji psychoanalitycznych i psychoterapii.
(…)
Krótko mówiąc, wszystkie te badania wykazały niezwykłą skuteczność całości psychoterapii. Jednak żadne nie pozwoliło na statystyczne udowodnienie, że psychoanaliza jest lepsza czy gorsza niż inne sposoby leczenia.

Dużą wadą tych ocen jest to, że opierają się one zawsze na działaniach eksperymentalnych, słabo przystosowanych do okoliczności związanych z kuracją. Albo dowodzi ona, że wystarczy, aby istota cierpiąca przez pewien czas uczęszczała do terapeuty, żeby jej stan uległ poprawie, albo sugeruje, że osoba badana może poddać się wpływom swego terapeuty, a zatem ulec efektowi placebo. To właśnie dlatego, że odrzuca sam pomysł, jakoby eksperyment mógł zostać przeprowadzany drogą takich badań, ocena wyników terapii zwanej eksperymentalną nie ma żadnej wartości w psychoanalizie – zawsze sprowadza duszę do bycia rzeczą.

Freud zagadnięty o to w 1934 roku przez psychologa Saula Rosenzweiga, który przedstawił mu wyniki dowodzące słuszności teorii wyparcia, wykazał się szczerością i ostrożnością. Nie odrzucił idei eksperymentu, podkreślając jednak, że uzyskane wyniki były zarazem powierzchowne i niewnoszące nic nowego do ogromnej liczby doświadczeń klinicznych już przeprowadzonych przez psychoanalizę i znanych dzięki licznym publikacjom opisów przypadków.

Innemu amerykańskiemu psychologowi, który zaproponował mu “zmierzenie” libido i nazwanie na jego cześć jednostki miary (freud), odpowiedział: “nie znam się wystarczająco na fizyce, aby przedstawić wiarygodną ocenę w tej dziedzinie. Jeśli jednak mógłbym pana prosić o przysługę, proszę nie nazywać swojej jednostki moim imieniem. Mam nadzieję, że dane mi będzie kiedyś umrzeć z niezmierzonym libido”.

Elisabeth Roudinesco, Po co psychoanaliza?, tłum. Anna Biłos, Warszawa 2014, ss. 30-31.