Otrzymałem właśnie melideraturę “Da Capo al Finne”, sygnowaną Krzysztofem Bartnickim, Jamesem Joyce’em, z symboliczną obecnością Szestowickiego od teraz.
Maszyna kodująca pozabawiła tekst Joyce’a: wyrugowała spacje, interpunkcję, cyfry, rozmaite symbole oraz litery alfabetu oprócz A, B, C, D, E, F, G, H. Wyrzezała coś na kształt dźwięków. Kolejno, solmizacyjnie: la, b, do, re, mi, fa, sol, si. Sekwencja liter okazuje się ciągiem nut; tekst przestaje przemawiać prozatorsko, zaczyna muzycznie, choć nie zaczyna śpiewać.
Zaśpiewałbym, ale litera staje mi ością w gardle, a w chórze śpiewałem ostatnio w gimnazjum. Litera łamie – to fakt.