
Stoję na platformie tramwaju i nie mam najmniejszej pewności co do swojego miejsce na tym świecie, w tym mieście, w swojej rodzinie. Nie potrafiłbym również, chociażby pobieżnie, wymienić, jakie pretensje mógłbym z pewną dozą słuszności rościć o to do kogokolwiek. Nie mógłbym nawet uzasadnić, że stoję na tej platformie, trzymam się tego uchwytu, pozwalam się nieść temu wagonowi, że ludzie usuwają się tramwajowi z drogi, albo też idą sobie spokojnie lub wreszcie stają przed wystawami sklepów. Nikt wprawdzie tego ode mnie nie wymaga, ale to już obojętne.
Tramwaj zbliża się do przystanku, jakaś dziewczyna staje blisko stopni, gotowa do wyjścia. Ukazuje się moim oczom z taką wyrazistością, jak gdybym jej dotykał. Ubrana jest w czerń, fałdy spódniczki prawie się nie poruszają, bluzkę ma obcisłą, a kołnierzyk z białej koronki o delikatnym wzorze; lewą dłoń przyłożyła płasko do ściany wagonu, w prawej trzyma parasolkę opartą o drugi stopień, licząc od góry. Ma śniadą twarz, nos, z boku nieco płaski, u końca jest szerszy i zaokrąglony. Dziewczyna jest szatynką o bujnych włosach, drobne włoski rozwiewają się nad prawą skronią. Małe ucho ciasno przylega do głowy, a ponieważ stoję blisko, widzę całą zewnętrzną stronę muszli ucha i cień u jej nasady.
Zadałem sobie wówczas pytanie: Jak to się dzieje, że ona nie dziwi się sama sobie, usta ma zamknięte i nic na ten temat nie mówi?
Franz Kafka, Pasażer, tłum. Alfred Kowalkowski, [W:] Ibidem, Opowieści i przypowieści, Warszawa 2016, s. 11.