
3. Cieszę się, że raz mi się napisało o dupie Jagienki, która tłukła nią orzechy, ale nigdy nie pisałem o dupie Maryni.
(…)
8. Cieszę się, że gdy jechało się na rezurekcję, spod zgniłych liści (feuilles mortes) przebijały zawilce, pamiętam ich jasne łany. Zawilce to takie nizinne krokusy.
9. Cieszę się, że polubiłem kiedyś cierpiącą na chroniczne zapalenie zatok Kobietę w Pilotce, a nie w Papilotach, choć i tak obraziłem Ją co najmniej szesnaście razy i pół. Oj, Sodoma, panie bracie!
(…)
13. Cieszę się, że jeszcze poznałem smak baraniny z jadalną brukwią (zapomniane dziś warzywo, tak jak pasternak, skorzonera, topinambur i jarmuż; w odróżnieniu od pastewnej miała żółty miąższ i była słodkawa, można ją było jeść na surowo, była smaczniejsza od kapuścianego głąva i młodej kalarepy). Cieszę się, że wyrastałem tam, gdzie kukurydza nie rośnie (przez jakiś czas nasi miczurinowcy zza biurka próbowali lansować na moich terenach „koński ząb”, taką pastewną odmianę kukurydzy, i uprawiać w Zielonogórskiem ryż; okrutnym śladem ich niedowarzonych eksperymentów jest dziś sprowadzony z Kaukazu ekspansywny barszcz Sosnowskiego) i nigdy nie poznałem smaku mamałygi. Kukurydzy zresztą nienawidzę miłością pierwszą, czystą i niewinną; niech się inni – na przykład Meksykanie, Mołdawianie i Rumuni – nią cieszą.
14. Cieszę się, że nie widziałem kolby, prostego banana i garbatej wiewiórki.
(…)
16. Cieszę się, że wiem, jak Winnie-the-Pooh, co to ule, i widziałem, jak mój nieżyjący już stryj wypinał ku ich wlotowi gołą dupę, żeby pszczoły ją żądliły, bo to podobno zdrowe na reumatyzm, tak mówiła mu żona Stacha, do której przed II wojną jeździł w zaloty rowerem z pękiem piwonii.
(…)
18. Cieszę się, że byłem na nieudanej premierze Fausta Józefa Szajny w Teatrze Polskim (pamiętam, że łysego Augusta Kowalczyka o demonicznym spojrzeniu ubrano w maski przeciwgazowe i lateksowy trykot), na której po pierwszym akcie spadła żelazna kurtyna i potem za nic w świecie nie dawała się podnieść. Kurtyny nie podniesiono, premierę przełożono. To ci dopiero był emballage! Od tamtego czasu powtarzam za Witkacym: „trzeba mieć duży takt, by skończyć pierwszy akt”.
(…)
23. Cieszę się, że prawo jazdy wpadło mi do niszczarki.
(…)
25. Cieszę się, że coś mnie ominęło, czego można żałować. Na przykład upadek meteorytu tunguskiego albo wybuch I wojny.
(…)
28. Cieszę się, że widziałem prawdziwą tokarkę i wiem, co to s k r a w a n i e. Dzięki temu nie jestem leworęczny i czasem mogę przylutować. Ale tylko in potentia, choć mi się i in actu zdarzyło. Wstydliwa sprawa, którą nie ma powodu się cieszyć, bo potem zostaje dużo krwi, a tę ktoś musi pozmywać. Katarzyna Boruń w dedykowanym mi wierszu napisała, że po śmierci i tak będą mnie myły kobiety.
(…)
31. Cieszę się, że na pogrzebie babci był wioskowy zapiewajło. Przy wyprowadzeniu zwłok Ojciec coś mówił, potwornie bałem się, że mnie też mówienie kiedyś nie ominie i będę musiał mówić jak On.
(…)
35. Cieszę się, że raz widziałem, jak gęsie pisklęta, obżarłszy się niedorostkami maku, całkowicie znarkotyzowane, próbowały latać brzuszkami do góry. Jeszcze wówczas nie było ani „Osjana”, ani „Maanamu”, opium brałem na uporczywą biegunkę. Zapisał mi je garbaty (ale jak!) doktor Rudziński, pomogło.
(…)
38. Cieszę się, że mama czytała mi jako dziecięciu, kiedy jeszcze sam nie potrafiłem czytać, O krasnoludkach i o sierotce Marysi, bo dzięki temu znienawidziłem na zawsze św. Marię Konopnicką miłością pierwszą, czystą i niewinną. Nijak to nie zmieniło mojego uwielbienia poziomek, które rosły wbrew wszelkim koszałkom-opałkom. Poziomki tak nie kłują jak malinowy chruśniak, poziomki w ogóle nie kłują.
(…)
40. Cieszę się, że Pani Ambasador zdiagnozowała (ona umie dyplomatycznie diagnozować!) mój stan: „To nie przeziębienie, Tadeusz, to starość”. Cieszę się, że zawsze lubiłem sery ze wskazaniem na kozie (powinny być najtańsze, bo koza zje nawet miotłę, ale są najdroższe, bo nasi miczurinowcy zza biurka zakazali hodowli kóz, pewnie im się, nominalnym marksistom, koza z czarownicą i diabłem kojarzyła), toteż śmieję się jak głupi z poważnych spraw.
I tak dalej. Nie wiem, ile czasu to jeszcze potrwa i ile „cieszę się, że” powstanie, bo to work in progress, jak życie. Wiem, że ostatni zapis ma brzmieć: C i e s z ę s i ę, ż e ż y ł e m.
Tadeusz Komendant, Cieszę się, że, [W:] „Twórczość” 4/2015, ss. 107-115.