O tym, jak jedzenie czekolady i picie kawy prowadzi do nimfomanii

Przez nimfomanię rozumiemy nieprawidłowe poruszanie się włókien w pewnych częściach ciała kobiety. Choroba ta różni się od wszystkich innych tym, że te ostatnie atakują nagle i obawiają niemal natychmiast widocznymi symptomami całą swoją zjadliwość, ta zaś, przeciwnie, skrywa się prawie zawsze pod zwodniczym pozorem spokoju, a często jest już niebezpieczna, czego się jeszcze nie dostrzega, nie tylko w swoich postępach, lecz nawet w początkach. Czasami dotknięta nią chora tkwi już jedną nogą w przepaści, nie domyślając się zagrożenia, jest to wąż, który niepostrzeżenie wśliznął się do jej serca. Całe szczęście, jeśli – zanim zrani on ją śmiertelnie – ma jeszcze siłę wyrwać się żwawą ucieczką okrutnemu wrogowi, który chce ją zgubić!

Ta choroba atakuje niekiedy znienacka dziewczęta dojrzałe do małżeństwa, których serce przedwcześnie gotowe na miłość wybrało jakiegoś młodego człowieka, a przeszkody nie do pokonania nie pozwalają się nim radować.

Zdarza się również, że na chorobę tę zapadają nagle panny rozpustne, które żyły przez pewien czas w zamęcie życia rozwiązłego, przytrafia się to, kiedy przymusowe odosobnienie trzyma je z dala od okazji sprzyjających ich zgubnej skłonności.

Kobiety zamężne nie są od niej bynajmniej wolne, zwłaszcza te, które są związane z małżonkami słabego temperamentu, domagającego się umiaru w rozkoszach, albo z mężczyzną zimnym, mało wrażliwym na zmysłowe delicje.

Wreszcie są na nią często narażone młode wdowy, szczególnie jeśli śmierć pozbawiła je mężczyzny silnego i pełnego wigoru, w obcowaniu z którym, przez namiętnie powtarzane akty, przywykły do rozkoszy, cudowne wspomnienie owych aktów wzbudza w nich pełne goryczy tęsknoty, wywołujące niepostrzeżenie niepokoje, ekscytacje oraz ruchy zrazu mimowolne, których następstwa wpędzają jednak duszę w nader nieznośny stan.

Wszystkie, jednym słowem, gdy tylko dotknie je ta choroba, zajmują się równie usilnie, co energicznie – i to bez przerwy – rzeczami, które mogą wnieść  w ich namiętność piekielny płomień lubieżności, zwłaszcza gdy skłania je do tego naturalna zapalczywość temperamentu,

Tę naturalną zapalczywość jeszcze bardziej podsycą, jeżeli będą obcować z lubieżnymi powieściami, które zrazu czynią serce podatnym na tkliwe uczucia, a na końcu budzą i wpajają najohydniejsze wyuzdanie. Wzmagają trawiący je ogień zbiorkami pieśni, ich namiętne głosy uwielbiają i bez przerwy powtarzają melodie i słowa sączące w dusze truciznę, która ma je zabić.

W prywatnych rozmowach ze swymi towarzyszkami bardzo chętnie poruszają tematy, które je łechcą, wcale nie starając się usilnie wygnać ich ze swej wyobraźni. Jeżeli zaś, mimo całej swej zręczności, nie uda im się nie dopuścić do tego, by rozmowa zeszła na tematy obce ich namiętności, to wpadają w śmiertelne przygnębienie i znudzenie, których nie potrafią ukryć.

Nieustannie hańbią się potajemnie nawykowymi polucjami, których same są nieszczęsnymi sprawczyniami, o ile jeszcze nie przekroczyły jawnie barier wstydu, albo też, kiedy bezwstyd zaczyna się w nie wkradać, nie boją się już doznawać tej okropnej i potępienia godnej rozkoszy z pomocą cudzej ręki.

(…)

Mocne wina, którymi są nieustannie pojone, spirytusowe likiery, które łykają jak wodę, niewiarygodne nadużywanie kawy i czekolady, jednym słowem: wszystkie te rzeczy, z których jedna może popsuć cielesną harmonię, a które – połączone – straszliwie podsycają trawiący je ogień, to wszystko wnosi w namiętności płonącą pochodnię najhaniebniejszych i najbardziej występnych pożądań.

M. -D. -T. De Bienville, Nimfomania czyli traktat o szale macicznym, tłum. Tomasz Stróżyński, Gdańsk 2015, ss. 27-31.