Kiedyś Siemar-Zdrachar psotanowił nawarzyć efki. Ale nie było benzyny, więc w funkcji rozpuchola wziął toluen, metylobenzen.
Efka wyszła zajebista. Wejście długie, odlot miękki. A następnego dnia całe plecy i ręce Siemara-Zdrachara pokryły się wielkimi czerwonymi pryszczami. Które, jakby było mało, jeszcze potwornie swędziały.
Siemar-Zdrachar rozdrapał do krwi całe ręce i plecy, gdzie tylko sięgał. A potem zamotał efkę na benzynie i wszystkie pryszcze znikły.
No, jaka mistyka.
Bajan Szyrianow, Niższa szkoła jazdy, Warszawa 2011, s. 49.